Kilka dni temu odbyły się moje pierwsze warsztaty u przesympatycznej Ewy w Akademii rękodzieła Nicnierobienie w Łodzi . Tyle czasu słyszałam o tym miejscu , a nie byłam tam ani razu -wstyd .... ale z pewnością to nadrobię...ze szkodą dla mojego portfela 😁😁😁😁
Spotkałyśmy się o 11 i od razu Ewa pokazała gdzie sobie mozna zrobić kawusię , albo herbatkę i po chwili wzięłyśmy się do pracy. Pełen profesjonalizm. Każda z nas miała przygotowany fartuszek i wszelkie materiały potrzebne na te warsztaty .
Najpierw dostałyśmy taśmę, aby sobie okleić metalowe elementy, gdyż trudno byłoby je potem doczyścić - ja osobiście nie lubię tego robić i aż mnie telepało jak miałam to robić...ale cóż, ja trza to trza ...
Jak już się z tym uporałam - jak widać koszmarnie mi to wyszło , to wzięłyśmy się do tego co wprawia mnie w stan , którego nie jestem w stanie opisać.... po prostu to uwielbiam robić....
Całą powierzchnię trzeba było zagruntować , po czym naklejałyśmy wybrane przez siebie motywy , które potem omijałyśmy szerokim łukiem ( w sensie, że trzeba było zabezpieczać, żeby nie zniszczyć podczas kolejnych etapów pracy )
Aby uzyskać efekt skóry podstawę stanowi struktura powstała przy pomocy pasty modelingowej Stamperii . Czynność jest prosta - tapowanie przy pomocy gąbki . Ma powstać delikatna struktura , ale nie może być ani za mała ( za płytka ), ani zbyt duża... po prostu potrzebne jest wyczucie tematu .
Kiedy wyschnie nakładamy różne bejce Stamperii Aqua Color, które są bardzo specyficzne bo zawierają woski żywiczne , dzięki którym tworzymy mega efekty
Tak to wyglądało po kolejnych warstwach .....
Przyznacie, że efekt super , prawda ? Każda z nas robiła dokładnie wg wskazówek Ewy, a jednocześnie prace są bardzo indywidualne i niepowtarzalne...i to jest piękne w rękodziele.
Tak mi przyszło do głowy, że podobnie jest z kuchnią - przepis ten sam, a każda gospodyni ugotuje inaczej... ojej, jakie życie jest piękne , dzięki temu, że tak bardzo się od siebie różnimy :)
Praca prawie dobiegała końca...jak widać na załączonym zdjęciu...
Trzeba było jeszcze walizeczkę podrasować , postarzeć ( czarna farba akrylowa ) i przeszyć - tak, czekało na szycie, ale bez maszyny . Moje oczka trochę mi odmawiały posłuszeństwa, i jak jedna z koleżanek to słusznie oceniła .... haft pijanej krawcowej - bo trudno w takich okolicznościach o idealny ścieg 😁😁😁😁
I tak , w przemiłej atmosferze łódzkich sŁodziaków miałam przyjemność spędzić kilka twórczych godzin.
Warsztaty to mega okazja do zdobywania doświadczenia , którego zupełnie nie można porównać do szkoleń internetowych , choć przyznam, że sama z takich korzystałam....Niestety, przyznać też muszę, że te ostatnie mogą powodować ( co też zdarzyło się w moim przypadku ), że nabrałam złych nawyków twórczych, które z czasem z pokorą musiałam porzucić.
Jeśli się uczyć to od sprawdzonych i profesjonalnych nauczycieli, a taką z pewnością jest Ewa , której bardzo dziękuję za cudowną dawkę wiedzy ...
A oto nasza ekipa warsztatowa oczywiście z Ewcią
W następnym artykule możecie zobaczyć mój twórczy pęd - do kompletu powstał PIÓRNIK 😃😃😃
A preparaty te możecie sobie kupić u Ewy poprzez internetowy sklep Art-Decoupage Nicnierobienie
Wszystko się zgadza! Kilka wspaniałych twórczych godzin, ze śmiechem, nauką, ale i relaksem w przesympatycznym gronie :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa sŁodziakowe , milusińskie twórcze warsztaty :)
UsuńTwój twórczy pęd jest superowski, fajnie że warsztaty zaowocowały tyloma dodatkowymi pracami
OdpowiedzUsuńRewelacyjny czas i zapewne to nie ostatni raz :)
Usuń