To było dawno temu ....
W ramach wycieczki z grupą przyjaciół pojechaliśmy do łowickiego skansenu , gdzie trafiliśmy na różnego rodzaju warsztaty . Było szydełkowanie, malowanie na szkle , ale mnie zafascynowała praca przy kole garncarskim. Poczułam niesamowitą więź , jaka się pojawiła między mną , a tym śliskim i ciepłym i bardzo plastycznym tworem ziemi. Nie mogłam stamtąd odejść. Właśnie wtedy zrozumiałam , że mam gdzieś głęboko ukrytą potrzebę tworzenia . Niestety , do tej pory nie miałam możliwości korzystania z warsztatów ceramicznych , ale przecież jak się chce coś osiągnąć to trzeba do tego dążyć i szukać okazji.
Jedna z moich koleżanek od lat chodzi na różne zajęcia do Pałacu Młodzieży w Łodzi i zaproponowała mi, żebym spróbowała. " Jak Ci się spodoba to zostaniesz, a jak nie , to zrezygnujesz - to nie jest zobowiązujące " - powiedziała Gosia .
Tak poukładałam swoje plany, że oczywiście poszłam ...
i jak myślicie, spodobało mi się ?????
i jak myślicie, spodobało mi się ?????
Czy mi się spodobało ????
BARDZO mi się spodobało iiiiiiii
właśnie dzisiaj przyszło na świat pierwsze moje ceramiczne dziecko - MISA
Ale ,ale ... zanim się urodziła to , jak każde dziecko musiała przejść proces przekształcania ...
Najpierw w moje ręce wpadła glina , którą musiałam tak wyrobić , by tworzyła jedną bryłę gotową do kształtowania .
Uwierzcie mi, że nie jest to proste. Wymaga wysiłku i wyczucia - nie może się kleić do rąk, ale też nie może być zbyt wyrobiona, bo najnormalniej w świecie popęka w czasie schnięcia...
W głowie projekt był, tylko teraz - pierwszy raz w życiu - trzeba było ten projekt własnymi rączkami wprowadzić w życie...
I wprowadziłam , a było to tak :)
Ten mój tworek musiał poczekać tydzień , żebym mogła podjąć kolejne kroki
Dlaczego - bo glina musiała dobrze przeschnąć
toszkę szlifu papierem ściernym i była gotowa do wypalenia w piecu
I znowu musiałam czekać, tydzień, aż zgromadzi się większa ilość do tzw biskwitu ( spiekanie w temperaturze niższej niż ostateczne wypalanie ceramiki ) .
Wypalona misa nareszcie mogła ujrzeć możliwość ukazania swojego piękna przy użyciu szkliwa .
To dopiero był zawał serca - szkoda, że nie miałam założonego holtera , z pewnością moja Pani doktor miałaby mylne spostrzeżenie na temat mojego stanu zdrowia :)
Po szkliwieniu znów do pieca, ale tym razem już na bardzo wysoką temperaturę ...... i dzisiaj właśnie nastąpiła ta długo wyczekiwana chwila :)
Sami oceńcie czy ładnie, czy nie, ja jestem bardzo zadowolona, pięknie prezentuje w pokoju , w którym królują właśnie takie kolory i taki styl :)
I jeszcze taka niespodzianka się zadziała, zupełnie przypadkiem utworzyło się serduszko - co świadczy o tym, że naprawdę była to praca stworzona z serca 💗💗💗
NO i tak to było 😁😁 .... a ciąg dalszy w trakcie
Kasiu Twoja misa, jak na pierwszy raz jest świetna! Zobaczysz jak dojdziesz do wprawy to nie przestaniesz tworzyć w glinie :)) Bo ona niesamowicie wciąga. Ja przez wiele lat chodziłam na zajęcia z ceramiki. Później, jak to bywa brakowało czasu, ale chodzi mi po głowie by powrócić do gliny. Ściska Ciebie mocno i życzę kolejnych, wspaniałych prac, które chętnie u Ciebie obejrzę!
OdpowiedzUsuńOj Justynko , nawet nie wiedziałam że tworzylas w glinie . To jest tak plastyczny materiał ,ze - tak jak mówisz - bardzo wciąga . Coś w tym jest , bo już małe dzieci uwielbiają się taplać w błocie i mokrym piasku . Dziękuję za tę milę słowa uznania dla pierwszego dziecka mego 😁😁😁😁
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń