Ceramika , ceramika , ceramika, moja roczna miłość, która wymaga mnóstwo cierpliwości , czasu i zachodu, żeby cokolwiek z niej stworzyć .
Nowy rok szkolny rozpoczęłam miesiąc temu , więc możecie się po trosze spodziewać wysypu pracy, bo to tak jest - zanim zrobię, zanim wyschnie, zanim wypalę, zanim poszkliwię, zanim wypalę.....
Nowy rok szkolny rozpoczęłam miesiąc temu , więc możecie się po trosze spodziewać wysypu pracy, bo to tak jest - zanim zrobię, zanim wyschnie, zanim wypalę, zanim poszkliwię, zanim wypalę.....
... a jak się nie podoba, to znowu szkliwię, i znowu wypalam ..
I to trwa i trwa i trwa :)
Tym razem wzięłam na warsztat preparat , o którym wcześniej nie słyszałam . Mam na myśli tlenki metali , które są w postaci różnokolorowych proszków.
Na wcześniej przygotowaną i wypaloną glinę kładziemy tlenek rozrobiony z minimalną ilością wody, a następnie zmywamy gąbką jego nadmiar. Najładniej wygląda we wzorach , które są wklęsłe, ale ja oczywiście - jak zwykle
- muszę na przekór wszystkiemu .
- muszę na przekór wszystkiemu .
Wymyśliłam sobie, że położę go na wypukłym wzorze.
No i teraz powstało pytanie - zostawić surowe, czy szkliwić - tylko bezbarwnym szkliwem można , żeby widać było efekt rozmytego tlenku .
W przypadku obrazku prostokątnego na czerwonej glinie wypróbowałam tlenek czarny i postanowiłam zostawić w surowym stanie - moim zdaniem efekt genialny .
Sami zobaczcie ....
A teraz dla porównania tlenki szkliwione , najprawdopodobniej bez problemu zgadniecie kolorystykę tlenków, więc nie muszę pisać :)
No i pierwsze koty za płoty, a teraz pozostaje kombinejszyn - jak na mnie przystało, bo po mojemu nic nie może być normalnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz